się stare, dobre czasy przypomniały.

wracam se z pracy, patrzę w wiadomości, a tam raport wojenny ze mną po prawej stronie.
spokojny człowiek jestem, ale normalnie nie znoszę, jak ktoś mnie farmi.

poleciał więc skan na Kocaczka, bo zero akty, gdzieś tam się na moonie jakieś minutki wałęsały.

i suprajz, stoi flotka.
szybkie ogarnięcie kto jest on, kto może lecieć, napisałem też do StoorMa.
nie trzeba było prosić dwa razy, spontan, ruszyliśmy.
świeżo po starcie świeciły się lampy, ale siedziałem cicho, po co wprowadzać nerwową atmosferę.
na moje wyglądało jakby ktoś robił akty

i się tak gasiło, zapalało, gasiło, zapalało i tak w kółko.
finalnie, paręnaście minut zapaliła się matka i moon, gdzie lecieliśmy.
nie skanowałem, żeby nie kombinować. okazało się, że Kocak podniósł flotkę.

przypadkiem zauważyłem znikające PZ.
szybkie wyliczenie, srutututu, wiszenie nad moonem 20 minut, wstrzelenie się w godzinę, trochę niepewności, bo mam tendencje do przestrzelania i pyk!
wejszło. nie wiem ile sekund dostał pan, ale ST jest i jest nam miło.


to nasz debiut tutaj, więc witamy.

i pozdrawiamy MRUCZKI, kociaczki nowe i stare.

dzięki StoorM za lot i motywację. (- to co, lecimy? - no na co czekasz? na moje błogosławieństwo?)