W każdym powiewie wiatru od strony wyżyny Matmata i w szepcie fal Nga Phang niczym echo słyszalne były ostatnie westchnienia obrońcy.
Zwabiony wonią ulatniającej się oksytocyny osiedlił się nasz międzygalaktyczny przyjaciel z dala od wód wspomnianej zatoki, wciąż jednak podróżując na HMS Beagle.
Nie stanowi też tajemnicy, iż bohater nasz, kreśląc ostatnie akapity własnej teorii doboru naturalnego, wzorując się wciąż na swym mistrzu, przebył również mentalną drogę od socynianizmu, przez wolnomyślicielstwo do akceptacji argumentów teologicznych.
Stworzony przecież przez Darwina, nie był w stanie jednak oprzeć się zwierzęcym popędom. Ostatni z biblijnych nurtów jego życia zawiódł go do Starego Testamentu, gdzie mylnie utożsamił utratę samsonowej siły ze stężeniem TSH w surowicy krwi.
Wspominając upojne wieczory w kantynie na Gwieździe Śmierci, włochaty niegdyś nasz bohater, zgubiony przez testosteronu podszepty, spożył ostatnią swą wieczerzę z apostołem ewolucyjnej teorii, z uosobieniem eonizmu w kolejnej osobie, by po raz ostatni z ust starca z dłońmi pełnymi siwych włosów usłyszeć: "Kamera...".
Taka przyjaźń trwa wiecznie, podsycana przez Eddiego Izzarda wdzięki wymowne.
Po raz ostatni usta te wabiły wówczas wonią penne all'arrabbiata. Podobno skusił się tylko Lord Vader i pewien mężczyzna z blizną...

Tuż przed spoczynkiem nocnym zauważyłem w odległości 3 układów słonecznych na zachód aktywność. Pora była o tyle nietypowa, że stanowiła raczej zapowiedź zbliżającego się dreszczowca lub słynnego filmu o egzorcyzmach, aniżeli zwiastun słonecznego, wypełnionego dźwięcznym brzmieniem kosów poranka.
Po krótkich obliczeniach wystartowałem. Lot nie trwał długo. Zakończył się sukcesem, niezmącony żadnym niepokojem.
Zdecydowanie jednak pejoratywne wrażenie powodowane było przez fakt, że w trakcie całej akcji niezmiennie widziałem przed oczami puchatą, smutną twarz filmowego Chewbacci, słysząc w myślach jego donośny krzyk. W odruchu nagłym i bezwarunkowym chwyciłem nawet w dłoń telefon, by wybrać numer do Hana Solo, którego oczami wyobraźni znalazłem wśród kontaktów... Po drugiej stronie odezwał się jednak niespodziewanie Nighthunter i rozrabiaka. Przypadek? W tle zaś kwilił głos uporczywie domagający się słynnego penne w wersji lajt... Lekkostrawnej.
Pozdrowienia dla Sojuszników wszystkich! Z życzeniami ogame'owych sukcesów dla szajki
Do rzeczy: