Jak rzucić palenie papierosów - sposób

    Ta strona wykorzystuje pliki cookies (ciasteczka). Kontynuując jej przeglądanie, zgadzasz się na wykorzystywanie przez nas plików cookies. Więcej informacji

    • Ja pal\ę z 3-4 latam zaczynalo sie od 2-3 fajek dziennie, przy jakis wypadach cala rame sie bralo, teraz pale normalnie, nie staram sie palic tego co jest, tylko pale te fajki ktore mi smakuja, i to tylko dlatego ze lubie palic, rama dziennie mi schodzi jak mam wyklady od rana do wieczora, a jak ide pic to przewaznie mam 2 ramy, ale wteyd wypalam 1 i troche bo pewnie komus dam jak braknie kilka szlugow nalbo zeby miec na drugi dzien. Ale wiem ze jak nie pale 2 tygodnie to nie musze isc i sobie zapalic, ale wtedy pale bo mam kaprys pojde kupie sobie fajki i zapale bo tak jak wyzej pisalem lubie palenie, a nie ze bede palil byle gowno tylko dlatego zeby palic.
      A co do rzucania, jak sie jest chorym to latwiej rzucic, np. 1-2 tygodnie bez palenia lezac chorym w lozku, albo stopniowo ograniczac, bo naraz odstawoc fajki dla wielu osob jest ciezko, a co do picia i palenia, mozna tylko pic i nie palic ale laczenie picia i palenia fajek jest fajne i mi sie lepiej pije, nie wiem czy wszyscy tak to odczuwaja, ale papierosy to dodatek do picia. teraz mi schodzi od pol ramy do ramy na dzien, a wiecej dopiero przy piwie/wodce i jak juz bania jest to sie po prostu pali, nie umiem wytlumaczyc ale palacze wiedza o co chodzi.
    • u66juras napisał(a):


      A co do rzucania, jak sie jest chorym to latwiej rzucic, np. 1-2 tygodnie bez palenia lezac chorym w lozku, albo stopniowo ograniczac, bo naraz odstawoc fajki dla wielu osob jest ciezko
      Zależy oczywiście od człowieka, ale zasadniczo jest odwrotnie. Ograniczanie palenia to motyw dla ludzi którzy popalają i nie są fizycznie uzależnieni. Komuś uzależnionemu fizycznie zawsze łatwiej zerwać z uzależnieniem na raz niż się stopniowo ograniczać.
      Słyszałeś o alkoholiku który 20 lat grzał po pół litra wódy i wyszedł z matni pijąc codziennie kieliszek mniej? Ja też nie, bo takich nie ma. Ludzie którzy rzucili w taki sposób palenie oczywiście istnieją, ale to masochistyczna mniejszość. Całe to ograniczanie palenia to przejaw choroby, podtrzymywanie jej przy jednoczesnym oszukiwaniu siebie "idzie ku lepszemu". Oczywiście nie idzie, ludzie ograniczający wracają do zwykłej dziennej dawki lub ją nawet zwiększają niemal zawsze.
      zgniły liberał/podły ateista
    • Co do rzucania papierosów. Nigdy jakoś nie umiałem się na to zdobyć. Palę od 3 lat. Z każdym tygodniem paliłem co raz więcej. Na początku, wiadomo jedynie na imprezy do piwa/szeroko pojętego innego alkoholu. Tak to jakoś się zaczynało. Szło się palić dla towarzystwa, potem sam zacząłem wyciągać innych na tego papierosa i już tak zostało. Jak teraz o tym myślę, to zastanawiam się dlaczego właściwie sięgnąłem po drugiego papierosa. Pamiętam, że pierwszym był Marboro czerwony i był obrzydliwy. Wydawało mi się to naprawdę na tamtą chwilę czymś obrzydliwym. A drugi, trzeci, czwarty, setny smakowal co raz lepiej. Teraz niezależnie tak naprawdę od dnia schodzi mi w granicach paczki dziennie i jak pomyślę o pieniądzach jakie na to wydaje to szlag człowieka trafia. Jednak najczęściej myśli o ograniczeniu ich/zerwaniu z nałogiem pojawiają się wieczorem lub kiedy już prawie zasypiam. A i tak rano kiedy wstanę to kawa i papieros są czymś nieopisanym. Magia.

      A co do samego rzucania i jakichkolwiek metod to sądzę, że zależy to od woli człowieka. Jakieś plastry/tabletki/i wszystko inne to jak dla mnie marne substytuty. Jeśli chcę się rzucić to i tak się rzuci, ale jeśli i tak wiesz na początku swojego odwyku, że nie wytrzymasz to naprawdę raczej nie ma to żadnego sensu.

      Znam kilkanaście osób które rzuciły i robiły to na milion różnych sposobów, ale jednak uzależnionym pozostaje się zawsze. Widać po nich kiedy się odpala papierosa, że mają na to ochotę jak na nic na świecie (oczywiście to tylko moje skromne zdanie, może być zupełnie odwrotnie).
    • Kortyzol napisał(a):



      A co do samego rzucania i jakichkolwiek metod to sądzę, że zależy to od woli człowieka. Jakieś plastry/tabletki/i wszystko inne to jak dla mnie marne substytuty. Jeśli chcę się rzucić to i tak się rzuci, ale jeśli i tak wiesz na początku swojego odwyku, że nie wytrzymasz to naprawdę raczej nie ma to żadnego sensu.

      zgadzam się sam kiedyś próbowałem co jest z tymi papierosami że każdy je pali(no prawie każdy) spaliłem z kumplem chyba ze 3 paczki i jakoś mnie to nie pociągało i tyle a to było ładnych pare lat temu od tamtej pory nie miałem nawet w ustach a namawiało mnie mnóstwo osób w szkole i otoczeniu wiadome papieros jest wszędzie,

      co do zerwania z nałogiem to masz zupełna rację wszystko zależy od psychiki a te niby plastry gumy itp to pic na wodę działają tylko na psychikę, że niby to działa i bez tego nie dasz rady ściema! aby kasę wydrzeć od konsumenta,
      żeby zerwać z nałogiem pomaga też trudna i nagła sytuacja w życiu żeby sobie postanowić np jak ktoś wyzdrowiej itp to rzucam cel w tym postanowieniu musi być konkret

      zgadzam się także z Thorgoth, czy to papieros czy kawa czy alkohol to też nałóg i każdy oddziaływuje na organizm, co do alkoholu pijąc dzień w dzień przez pół roku 3-5 a czasem 8-10 piw(pijąc to nie byłem pijany) mój organizm tak się przyzwyczaił iż gdy powiedziałem dość i z dnia na dzień przerwałem i złapałem gorączkę ale tylko 1 dniowa , 1 2 tygodnie były ciężkie ciągnęło żeby się napić ale później przeszło, także na rzucenie nałogu zawsze jest dobra pora i zachęcam

      Post był edytowany 1 raz, ostatnio przez ^Turysta^ ().

    • Myślę, że sprawą podstawową jest odpowiednia motywacja. Jeśli nie chce się palić, to się palić nie będzie. Ale z własnej autopsji wiem, że istnieje też sytuacja odwrotna - tzn. np. komuś się obieca albo raz się powie, że się rzuca, a tak naprawdę nie ma się na to ochoty. Wtedy to jest oszukiwanie samego siebie.

      Nie palę już trochę (nie jest to jakiś niesamowity wynik, więc nie będę się tutaj chwalił, bo nie ma czym), ale idzie mi całkiem dobrze wobec tego, jak wyglądało rzucanie w przeszłości. Tym, co mnie skłoniło do ostawienia, były pieniądze. Trochę to miałkie, ale zawsze jakaś motywacja.

      Co do gum i plastrów - nie zgadzam się, że nie działają (albo że działają tylko na psychikę). Sam nie próbowałem, jednak moi znajomi mówią, że z takimi wspomagaczami jest łatwiej, a gdy sam przypomnę sobie fizyczne objawy odstawienia, to naprawdę łatwo nie jest - więc dobrze, że chociaż w ten sposób można się trochę "odurzyć".
    • Paliłem 5 i pół roku. Zacząłem z grubej rury (półtorej paczki czerwonych na dzień) ale to nie ważne ;)
      Najlepszy sposób na rzucanie palenia?
      Znaleźć sobie jakiś cel... Np Rzucam palenie bo z kasy na fajki mogę kupić prezent dzieciom/żonie/mężowi
      Chodzi o to żeby postawić sobie do wyboru FAJKI albo COŚ INNEGO. Wybierając to pierwsze dostajemy moralnie po tyłku (no bo chyba lepiej dziecku kupić zabawkę czy jakieś ubranko niż wagon fajek). Ja tak zrobiłem i zadziałało ;) Dzięki temu czuję się dużo lepiej.
      Co do wspomagaczy, próbowałem z inhalatorem nicorette i powiem że było lżej (objawy fizyczne po odstawieniu nikotyny). Co do innych, nie próbowałem.

      Pozdrawiam i życzę powodzenia w rzucaniu palenia!
      Uwierzcie mi... Naprawdę nie warto jarać
    • Atri napisał(a):

      Znaleźć sobie jakiś cel... Np Rzucam palenie bo z kasy na fajki mogę kupić prezent dzieciom/żonie/mężowi
      Chodzi o to żeby postawić sobie do wyboru FAJKI albo COŚ INNEGO. Wybierając to pierwsze dostajemy moralnie po tyłku (no bo chyba lepiej dziecku kupić zabawkę czy jakieś ubranko niż wagon fajek). Ja tak zrobiłem i zadziałało ;) Dzięki temu czuję się dużo lepiej.
      To zależy od człowieka, ale taka alternatywa to dla wielu jest marny, za miękki sposób. Mózg człowieka uzależnionego fizycznie od nikotyny natychmiast wyprodukuje myśl: oj tam, kasę na prezent się jakoś skołuje, przecież mogę mieć i jedno (dymek) i drugie (prezent).
      I nie jest specjalnie ważne jak bardzo racjonalna jest taka myśl, uzależnionemu wyda się przez moment rozsądna i cała motywacja rypie się już jak domek z kart.

      Niezłą motywacją może być mimo wszystko strach. Poczytać, pooglądać zdjęcia, filmy. W dużych miastach są szpitale onkologiczne, hospicja. To nie jest prawda że każda śmierć jest taka sama, śmierć na nowotwór płuc jest jedną z najpaskudniejszych. Ludzie mają próg znieczulicy na takie obrazy, ale największemu cynikowi po zobaczeniu agonii nowotworowej zmięknie faja.
      zgniły liberał/podły ateista
    • Thorgoth napisał(a):

      Ludzie mają próg znieczulicy na takie obrazy, ale największemu cynikowi po zobaczeniu agonii nowotworowej zmięknie faja.

      Do pewnego momentu też tak myślałem. Poszedłem nawet na wykład (dosyć drastyczny, rzekłbym nawet bardzo) dotyczący szkodliwości właśnie papierosów na organizm ludzki. Multum przykładów i zdjęć. Jednak i to nie pomogło. Po prostu papieros nadal dominuje.

      A co do znalezienia celu zamiast palenia to właśnie wychodzę z założenia, że skoro pracuję to coś mi się należy. W tym wypadku jest kolejna paczka.
    • Tak jak pisałem, każdy ma różny próg znieczulicy. Chodzi o to aby ten próg przekroczyć. Jak nie starczają zdjęcia to idź na oddział onkologiczny, poczuj klimat w wersji live.

      Natomiast jeżeli na kogoś nawet przekroczenie progu znieczulicy nie zadziała (choćby czasowo) to znaczy że ma ciężką depresje lub inną chorobę psychiczną. Ale w takim wypadku fajki nie są już największym problemem.
      zgniły liberał/podły ateista
    • Thorgoth napisał(a):

      Natomiast jeżeli na kogoś nawet przekroczenie progu znieczulicy nie zadziała (choćby czasowo) to znaczy że ma ciężką depresje lub inną chorobę psychiczną. Ale w takim wypadku fajki nie są już największym problemem.

      Tak, tak. Tylko jak znaleźć ten poziom krytyczny znieczulicy?
      Co po oddziale onkologicznym (na którym notabene zdarzyło mi się być podczas jakichś zajęć w ramach przysposobienia obronnego), co dalej?
      Może to nie sposób dla każdego akurat.
    • Czy ja wiem? Strach przed śmiercią jest dla zdrowych ssaków czymś pierwotnym, biologicznym. W przeciwieństwie do innych typów strachu występuje zawsze, chyba że osobnik jest chory. Motywuje tak samo szczury jak i ludzi.

      Jeżeli kontakt ze śmiercią Cię nie zmotywował to znaczy że albo nie jesteś ssakiem, albo nie poczułeś strachu, albo nie jesteś zdrowy. Chociaż faktycznie, jeżeli przekroczenie progu znieczulicy jest dla Ciebie takie trudne to może warto poszukać innej, dostępniejszej motywacji ;)
      zgniły liberał/podły ateista
    • Może sęk w tym, że problem (jakim jest śmierć w tym przypadku nowotwór) nie dotknął mnie bezpośrednio.
      Pewnie gdybym usłyszał: "Rzuć palenie bo umrzesz za tydzień" to nigdy bym już nawet na papierosa nie spojrzał.
      Jednak tekst "Rzuć palenie, bo możesz mieć kiedyś raka" już nie pobudza tak wyobraźni.
    • Może istotnie, sęk w tym że to takiego linowego przełożenia nie ma.

      Ja w pewnym momencie zacząłem myśleć o paleniu ja o takiej czarnej loterii - zdrapce. Wyciągałem szluga z ramki jakbym losował, skrobał wirtualną zdrapkę. Drap drap - nic, drap drap - nic. Ale gdzieś tam są losy wygrywające, może jeden trafię za rok, a może jutro.
      Drap drap - bingo! wygrałeś drobno-komórkowca. Organizator wypłaci nagrodę w ratach, w ciągu najbliższych 5 lat.
      zgniły liberał/podły ateista
    • Rzuciłem kilka lat temu całkowicie. Półtora roku temu miałem jeszcze krótki epizod, ale w porę się cofnąłem. Nie mniej nikotynizm jest chorobą nieuleczalną, jak alkoholizm. Są po prostu alkoholicy pijący i niepijący. Ja jestem palaczem akurat niepalącym. Oby tak zostało.
      zgniły liberał/podły ateista
    • Parę czynników złożyło się na to że rzuciłem.
      Najbardziej chyba wrodzona potrzeba niezależności. To że musiałem zapalić w stresie, musiałem przy alkoholu, musiałem przy porannej kawie i w przerwie między wykładem a ćwiczeniami, a to było upokarzające. Że jestem taki słaby i moje samopoczucie jest zależne od takiego gówna. Małpa i banan, pies Pawłowa i kiełbasa, ja i szlug.


      To głupie ale jak rzucałem myślałem o przełamaniu siebie, swojej słabości. Pełen egocentryzm , wręcz narcyzm. Chodziło mi po głowie coś w stylu "pokaże sobie że potrafię rzucić, że to ja jestem górą i potem wrócę do palenia". Bo kochałem palić, pewnie dalej kocham.
      A nie wróciłem, bo bez palenia jakość życia jest większa. Wszystkie inne przyjemności lepiej i mocniej smakują. Nawet orgazm zdaje się lepszy, bo nie masz mózgu skopanego 20 wyrzutami dopaminy dziennie. Czyli egocentryzmu ciąg dalszy ^^
      zgniły liberał/podły ateista

      Post był edytowany 1 raz, ostatnio przez Thorgoth ().

    • Tak wracając do tych wizyt w szpitalach, spotkaniach oko w oko z skutkami długotrwałego palenia.
      Ja nie palę, a i tak robi to wrażenie w szpitalach. Większość przypadków na oddziale pulmonologii to POChP, z tego część już ze zmianami nowotworowymi. To poraża, trochę dołuje, zwłaszcza pracując przy takich osobach, diagnozując ich. Dziwne uczucie jak się zna wcześniej "wyrok", a pacjent, wnioskując z rozmowy, żyje cały czas myślą, że to coś przejściowego i jest nadzieja na wyleczenie.

      Ale chyba najbardziej zdumiewa podejście niektórych pacjentów, którzy pomimo 20-30 paczkolat, utrzymują, że przyczyną ich problemów nie jest palenie. Zwalają to raczej na starość, przeziębienie.
      Jest coś takiego, że palacze przyzwyczajają się do obniżenia wydajności swojego układu oddechowego, nie zauważają, że z roku na rok wchodzą na coraz mniej stopni schodów. Że raczej nie podbiegną na uciekający autobus, łapią zadyszkę przy coraz mniejszych wysiłkach. Że mają świszczący oddech, przewlekły kaszel. A nawet jeśli dobrze wie, ignoruje to wszystko, nie zdaje sobie sprawy, że w pewnym stopniu można te objawy zlikwidować, w porę odstawiając fajki.

      A tak jeszcze statystycznie. Taki klient pojawia się po raz pierwszy w szpitalu, dopiero wtedy gdy pojawia się krwioplucie (zwiastun raczej niczego dobrego). Niestety wtedy POChP jest raczej zaawansowane, ze zmianami w płucach (nieodwracalnymi). Zresztą tak ma każdy, że do lekarza idzie się dopiero wtedy gdy skądś leci krew, lub kiedy ból jest nie do wytrzymania.
      Trochę nie na temat. Bo w rzuceniu palenia nie pomogę, sam nie palę. Każdy musi znaleźć swój własny indywidualny sposób, wiele ich już w tym temacie wymieniono. Na pewno w każdym, trzeba walczyć ze samym sobą.
      offline

      Post był edytowany 2 razy, ostatnio przez Muad'Dib ().

    • Zagapiłem się, jest 10 grudnia, nie palę już 8 dni - miałem przeczytać książkę Allena Carr'a - ale znalazłem inny sposób. W czasie melanżu (1 grudnia) wypiłem kilka piw i wypaliłem bardzo dużo (jak na mnie) papierosów - następnego dnia nie chciało mi się palić, co jest normalne przy mieszaniu alkoholu z fajkami. Oczywiście, wieczorem mógłbym sobie zapalić, bo już nawet trochę się chciało - więc w tym momencie pomodliłem się do Boga, aby mnie uwolnił z tego ohydnego nałogu, Modlitwa (dla ateistów siła autosugestii) zadziałała, głód nikotynowy minął. Niedługo później zacząłem biegać :). Alkohol też nie jest mi potrzebny .

      PALACZE, przeczytajcie sobie o tych substancjach, które wdychacie, może się Wam odechce!:
      naftyloamina*
      aceton
      cyjanowodór*
      kadm*
      metanol
      piren*
      naftalina
      chlorek winylu*
      arsen
      DDT
      dimetylonitrozoamina*
      benzopiren*
      uretan*
      nikotyna
      amoniak
      polon*
      akrydyna*
      toluidyna
      toluen*
      tlenek węgla
      fenol

      *substancja o właściwościach rakotwórczych

      Post był edytowany 1 raz, ostatnio przez Tomoriel ().

    • Ktoś tu dobrze za mnie kciuki trzymał - nie palę już 26 dni :). Bardzo cieszy mnie fakt, że kolega, którego opisywałem wcześniej (ten, który rzucił palenie kontrowersyjną ;) metodą) w momencie, kiedy miałem już się skusić i sam! (byłem w tym momencie konkretnie pijany) poprosiłem innego kolegę o fajka - w tej chwili pomimo, że wypił już dużo piw - ostro zareagował na moją chęć zajarania.

      Przytoczę też jego radę:

      jak tylko rzucicie palenie - unikajcie picia alkoholu z osobami palącymi - przynajmniej na początku, zanim się utwierdzicie w niepaleniu.

      Kilka dni temu miałem okazję zapalić (wszyscy oprócz mnie jarali szlugi), jednak nie uległem (byłem częstowany kilka razy) pomimo mocnego upojenia alkoholowego, właśnie tylko dlatego, że byłem już wystarczająco przekonany, że jestem osobą niepalącą.

      Powodzenia Palacze w walce z nałogiem.
    • Ja rzucałem 2 razy, pierwszy raz nie paliłem 1,5 roku, jak rzuciłem? Spaliłem 3-go papierosa z paczki wypiłem kawę i następnego już nie zapaliłem, bez żadnego postanowienia. Drugi raz jarałem rok elektronicznego peta :D po którejś imprezie obudziłem się w okolicach 16:00 na szczęście u siebie w domu ale "elektryka" zgubiłem. I następnego nie kupiłem i nie paliłem 2 lata. Uważam że najgorsze co moze byc to postanowienia odwleczone w czasie np. od urodzin rzucam, od Nowego Roku itd itp. Przestaje się palić od teraz.






      To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
    • LOKI napisał(a):

      Ja rzucałem 2 razy, pierwszy raz nie paliłem 1,5 roku, jak rzuciłem? Spaliłem 3-go papierosa z paczki wypiłem kawę i następnego już nie zapaliłem, bez żadnego postanowienia. Drugi raz jarałem rok elektronicznego peta :D po którejś imprezie obudziłem się w okolicach 16:00 na szczęście u siebie w domu ale "elektryka" zgubiłem. I następnego nie kupiłem i nie paliłem 2 lata. Uważam że najgorsze co moze byc to postanowienia odwleczone w czasie np. od urodzin rzucam, od Nowego Roku itd itp. Przestaje się palić od teraz.


      E-szluga nigdy nie próbowałem - wynikało to z lęku, że coś się w owym e-papierosie pokiełbasi i dostanę za dużą dawkę nikotyny ;). Co do postanowień - rzucam w 22 urodziny - - rzucam jak spalę paczkę do końca - - rzucam za miesiąc - - rzucam 15 dnia miesiąca - - - te metody były dla mnie kompletnie nieskuteczne. Przy rzucaniu ważne jest jak najszybsze zauważanie korzyści jakie płyną z odstawienia fajek. Lepszy węch, smak, sprawniejszy umysł, lepsze libido, coraz lepsza pamięć, oszczędzanie pieniędzy i wiele, wiele innych.
      A więc najlepiej rzucać spontanicznie, bez ustalania jakiejś konkretnej daty, od której mamy to uczynić. Dużo dobrych rzeczy (lecz nie tylko dobrych) jakie czynimy w życiu dzieją pod wpływem impulsu, więc skoro pod jego wpływem zaczynamy palić, pod wpływem impulsu palić skończmy. Chyba że ktoś zaplanował sobie, że zacznie palić np. w 27 urodziny ;).
    • No, powodzenia Kortyzol :) Pierwszy tydzień jest najtrudniejszy, ale pomyśl o tych 9 dniach wyrzeczeń :) Mi byłoby żal zacząć palić ponownie.

      Osobiście też nie palę już prawie 2 miesiące, od 13 listopada :)

      Korzyści zauważyłem po tygodniu: lepszy smak, lepsza kondycja, zanikł kaszel i duszności. Wspinam się na 5 piętro uniwerka już prawie bez problemu (co przy moim ciężarze skutkowało zadyszką i bólem). No i 300 zł w kieszeni miesięcznie :) Stwierdziłem, że nie będę początkowo odkładał sobie na jakiś konkretny cel, te pieniądze przeznaczam na rozrywkę. To jest w końcu w przeliczeniu: 120 piw, 15 wódek, 15 wyjść do kina, 6 dobrych książek, 4 gry komputerowe, wyliczać można by było długo.

      Są też minusy: wszystko odczuwam mocniej, jak pisał Thorgoth. Kaca też^^

      Jak rzuciłem? Jechałem na weekend na imprezę, w papierosy zaopatrzyłem się już wcześniej, a pociąg miał jechać 8 godzin bez przerwy. Ponieważ mam fioła na punkcie legalności (zielone światło, prędkość jazdy, własność intelektualna i palenie w miejscach publicznych), nie paliłem. Na szczęście nudno nie było (tu ukłony dla towarzyszki podróży), ale po wyjściu z pociągu zapaliłem chyba od razu dwa. Niemniej jednak te 8 godzin mnie zainspirowało. Przez całą imprezę paliłem zdrowo, ale nocowałem w hostelu, gdzie miejsce do palenia było na dworze, a mój pokój na drugim piętrze, w głębi korytarza. Lenistwo nie pozwalało palić więcej niż 5 podczas pobytu w hostelu, nadrabiałem podczas wyjść.

      Po imprezie zostały mi jeszcze 2 paczki papierosów. Postanowiłem sobie, że nie kupię następnej, a ostatniego papierosa wypalę przed snem. Tak też zrobiłem i we wtorek, 13 listopada, przed kilkugodzinnym snem wypaliłem ostatniego z paczki. Nie mówiąc nic nikomu zebrałem się do pracy i odruchowo wyciągnąłem zapalniczkę, chcąc zapalić, po czym uświadomiłem sobie, że papierosów nie mam. Miejsce pracy jest tuż obok stacji benzynowej, ale nie zatrzymałem się i poszedłem bezpośrednio do pracy. W pracy zawsze jest coś do zrobienia, więc głowę miałem zajętą :) Pierwszy dzień minął nawet spokojnie, następnego miałem wolne. Wtedy było trudniej, ale kilka spraw dodawało mi otuchy. Przede wszystkim w domu nikt nie pali, więc nikt nie zapraszał. Nie mówiłem nikomu nic, bo nie chciałem się stawiać się pod ścianą. I tak jakoś powoli poszło. Parę dni później otworzyłem w kuchni szafkę, żeby podać babci lekarstwa, no a tam paczka papierosów. Okazało się, że mama kupiła ją w markecie, gdy robiła zakupy. Zobaczyła, że paczka nie znika, no i oczywiście skapnęła się, że rzucam. Podeszła do mnie, uśmiechnęła się i spytała wprost czy rzucam. Odpowiedziałem, że tak i poprosiłem, żeby ją schowała gdzie indziej.

      No i tyle. Po jakimś czasie (2 tygodnie) już mnie ciągnie mniej więcej raz dziennie. Nie palę przy alkoholu, w stresie, gdy się nudzę, gdy mnie coś boli, po prostu nie palę:) Ale myśli "ale bym sobie zajarał" pozostały.

      Martwi mnie to, co mówicie, że to może wrócić nawet po kilku latach. Co prawda znam ludzi, którzy rzucali skutecznie wiele razy i z tego wnioskuję, że pierwsze skuteczne (minimum miesiąc) rzucenie jest najtrudniejsze. Niemniej jednak nie chciałbym do tego wracać:)

      Ktoś pisał o impulsie - bardzo mądre. Impuls może Wam dać kopa na dzień, dwa, ale czasami to wystarcza. Co do wspomagaczy, to nie będę się wypowiadał, bo nie używałem.
      Ktoś pisał o znajomych, że nie będzie kojarzył, że ktoś rzucił. Fakt - jeszcze wczoraj koleżanka z pracy zdziwiła się, że nie palę, a widzieliśmy się kilka razy w tygodniu minimum^^

      Lwica jest boska :)
    • Tomoriel w ekologicznej żywności znajdziesz te same syfy ;)

      W UK jest tak, że idziesz do apteki i mówisz że chcesz rzucić. Dostajesz za free jakieś "leki"(?) - tabletki, plastry czy co tam jeszcze, a potem przychodzisz na jakiś test, sprawdzają czy paliłeś czy nie... Jeżeli wyjdzie że paliłeś - dalsze leczenie jeżeli chcesz kontynuować jest już płatne.
      Taką ciekawostkę sprzedała mi koleżanka, może obczaję czy to prawda?