Przyklejony Nowe Filmy

    Ta strona wykorzystuje pliki cookies (ciasteczka). Kontynuując jej przeglądanie, zgadzasz się na wykorzystywanie przez nas plików cookies. Więcej informacji

    • Aecjusz napisał(a):

      Żebyś się nie zdziwił tą Nimfomanką. To podobno zaskakujące kino, a trailery wprowadzają celowo w błąd.

      Szczerze? Ja te trailery odebrałem jako wiadomość: to nie jest film o seksie.
      Odnosząc się do pornosów miałem na myśli to, co znajdujesz po wpisaniu tytułu w wyszukiwarce torrentów.

      Throgoth napisał(a):

      Tu cały czas chodzi o pierwsze wrażenie. Wskazanie różdżki do szukania źródeł wody. Panie typu "awesome blonde" nie wywołują u mnie drżenia owej różdżki.

      Ja nie pamiętam nawet jak ta fryzjerka wyglądała, a blondyneczkę zarejestrowałem. Tyle w kwestii różdżek, podobnie jak laskę z "Rum diaries".

      American Hustle 4/10
      Jeśli film jest o intrydze, a nie wciąga i nie intryguje to tutaj pies jest pogrzebany. Za bardzo przegadany, zupełnie nie angażujący, ale świetnie zagrany i to jest główny atut. Moim zdaniem Bradley Cooper słabo wypada na tle pozostałych 3 współpracowników więc dziwią mnie te nominacje dla niego. Reszta nominacji jest zrozumiała. Według mnie nie ma żadnego powodu poza oscarową ciekawością do obejrzenia tego filmu.

      Captain Phillips 8/10
      Film o porwaniu statku przez somalijskich piratów. Spodziewałem się nudy, a nudno nie było. Jeśli twórcy byli w stanie przedstawić dość emocjonująco pościg za kontenerowcem manewrującym 30 stopni w lewo, 30 stopni w prawo, to znaczy, że film jest dobrze zrobiony. Naprawdę ma się wrażenie bycia uczestnikiem tych wszystkich wydarzeń, kamera z rączki świetnie się tutaj sprawdziła. Poza tym wszystko jest dobrze zagrane i 100% obsady wypadło bardzo wiarygodnie. Nie wiem jak pokrywają się procedury filmowe z rzeczywistością, ale mam wrażenie, że wszystko zostało przeskalowane w skali 1:1. Ostatnie sceny z Hanksem cud, miód, orzeszki. Poza tym naprawdę świetne zdjęcia, bardzo umiejętnie rozwiązane bariery komunikacyjne (potrzebne są napisy). Ten film serdecznie polecam.

      Dallas Buyers Club 7/10
      Film, o którym się mówiło głównie z tego względu, że piękny Mefju Makkonehej w ramach przygotowań doprowadził się do stanu późnej Wisławy Szymborskiej. Mefju udźwignął temat, ale poza dobrą grą niczego nie wyczarował. Wręcz przeciwnie Jared Leto, który ukradł cały film, a kilka scen na zawsze wyrył mi w pamięci długotrwałej (rozmowa z ojcem, scena przed lustrem). I chociażby dla Jareda warto ten film zobaczyć. Cała historia jest bardzo zręcznie poprowadzona, chociaż od pierwszego kontaktu z Rayon (Jared Leto) czekałem już tylko na kolejne ukazanie się tej postaci. Film świetnie się sprawdza też jako ulotka przeciwko AIDS, ale o dziwo nie działa tutaj na nas widok wychudzonego MacConagheya czy Leto, ale pierwsze sceny z filmu. Nie jest to arcydzieło ani też wstrząsająco dobry film, ale zdecydowanie plasuje się w górnej połowie 10-stopniowej skali.

      Pacific Rim 3/10
      Pacific Rim=Godzilla+Transformers. Tyle. Ani to śmieszne, ani to mądre, ani to znaczące. Po prostu trochę akcji, walk w rozmiarze 10XL i ratowania świata. Nie moja bania.

      La Migliore offerta 4/10
      Słyszałem głosy zdziwienia ze względu na brak nominacji dla tego filmu do Oscarów więc zabrałem się do oglądania. Lubię kino w dekoracjach "Kodu DaVinci" czy "The Ninth Gate" i właśnie czegoś podobnego się spodziewałem z większym naciskiem na eksplorację dzieł i twórców. Cóż. Możemy tutaj zetknąć się z pięknem sztuki, ale zdecydowanie nie o tym jest ten film. To jest bardziej romans z wątkiem intrygi na delikatnym tle aukcji i obrazów. Niestety mam pretensje do twórców, że nie byli w stanie ani wyważyć, ani też najzwyczajniej w świecie określić, w którym kierunku chcą iść. Z tego też względu powstał nieproporcjonalny, mało wiarygodny film. Połączenie "Piękna i bestia" z "Hugo i jego wynalazek" i "40-letni prawiczek", przy czym tutaj prawiczek ma lat 70 (sic). Jedna scena w tym filmie to absolutna, erotyczna bomba ]:-D ,jest to film chwilowo intrygujący, chwilowo kiczowaty, chwilowo niewiarygodny. Dość słabo wypada jako całość i w mojej opinii nie niesie z sobą żadnej wartościowej treści.

      Her 5/10
      Nie wiem co o tym myśleć. Kolejny romans, z tym że w całkowicie nowych dekoracjach. Nie odczytałem żadnego wniosku płynącego z filmu, a chyba jakiś był. Osobiście pobędę z tym zagadnieniem przez jakiś czas żeby wyrobić sobie opinię. Na żaden racjonalizm, ani też wierność nauce nie można w tym filmie liczyć. Myślę, że pójście na to w walentynki to może być jakieś rozwiązanie. Dialogi wydają się być równie fajne, co głos Scarlett Johansson. Humor bardziej w oparciu o ciepło związkowych rozmów aniżeli chęć uhahania widza. Phoenix to oczywiście świetny aktor i jest bardzo solidnym fundamentem tego filmu, chapeau bas. Można obejrzeć, ale nie trzeba.

    • LogicaUs napisał(a):

      Szczerze? Ja te trailery odebrałem jako wiadomość: to nie jest film o seksie.
      Odnosząc się do pornosów miałem na myśli to, co znajdujesz po wpisaniu tytułu w wyszukiwarce torrentów.
      Zajawki to festiwal parzenia. Plakaty to miny w trakcie szczytowania. Szukanie w tym głębi jest moim zdaniem przesadzone. ALE pomyślałem, że może o to chodzi. Mam iść do kina z jakimś nastawieniem i zostać zaskoczony. I tak poniekąd się stało. Bo dawno się tak nie wynudziłem na pornosie.


      Nie mogę się nadziwić jak krytycy dwoją się i troją robiąc z Nimfomanki jakieś kino egzystencjalne oddające zagubienie czy zatracenie. Wygląda to trochę jak główkowanie w stylu - "hmmm to niemożliwe, że jest to film o niczym/seksie. Pomyślmy co nam chciał przekazać autor". Uważam, że to zasługa kontrowersyjnego reżysera, który jest przecież artystą przez duże A wedle gawiedzi krytyków + świetnej kampanii reklamowej. Chyba krytycy nie są w stanie uwierzyć, że tak długo wyczekiwany produkt nie dał im satysfakcji.

      W istocie nudy. W ramach rekonwalescencji jutro zaraz po pracy idę wreszcie na Wilka. :)
    • Ja też polecam Kapitana Philipsa.


      Podchodziłem do tego filmu umiarkowanie sceptycznie, bo cóż można wykrzesać z dość prostej historii, w dodatku powszechnie znanej? Okazało się że można całkiem dużo, film zaskoczył mnie in plus.
      Największymi zaletami filmu są rzeczy których w nim nie ma. Nie ma martyrologii biednych Afrykanów. Nie ma gloryfikowania dzielnych Jankesów w ogólności ani bohaterskiego kapitana w szczególności. Nie ma patosu. Nie ma taniej ckliwości. Nie ma nudnych momentów ani słabych aktorów.
      Jest kawał solidnie zrobionego, trzymającego w napięciu kina. Prostego, surowego, bez wielkich ambicji.
      Osobne pochwały należą się dla Hanksa. Końcowe sceny to mistrzostwo.
      Zdecydowanie warto.
      zgniły liberał/podły ateista
    • Właśnie wróciłem z Wilka z Wall Street. Jakoś ciągle przypominało mi się Złap Mnie Jeśli Potrafisz. DiCaprio zagrał dzieciaka, który wraz z sukcesami coraz bardziej dziecinnieje. Nie jest to fenomenalny film, ale na pewno solidny pod względem aktorskim i często zabawny. Podszedłem do niego na luzie i dostałem dokładnie to co chciałem. Końcówka dla mnie nie potrzebna, w tym sensie, że w tych ludziach widziałem obraz dzisiejszej tłuszczy, która nie wie czego chce ale jest ufna w swoje możliwości mimo braków i ułomności - wprawiło mnie to w smutny nastrój.
      Z filmu jestem zadowolony. Mam poczucie, że 24 zyla nie poszło na marne bo dobrze wprowadziłem się w nadchodzący weekend.


      7/10 - to taki film, dla którego 6 byłaby krzywdząca, ale 8 to już za dużo.

      Co do drugiej żony Belforta i tego co pisałeś Thorgoth o blonde - dla mnie piękna kobieta. Co prawda jej uroda nie jest szlachetna ale hmmm niezła laska. ;)
    • Aecjusz napisał(a):

      Zajawki to festiwal parzenia. Plakaty to miny w trakcie szczytowania. Szukanie w tym głębi jest moim zdaniem przesadzone. ALE pomyślałem, że może o to chodzi.

      Nie wiem czy to szukanie głębi, ale jak widzę dziwkę to bardziej mnie zastanawia to, czy ojciec ją gwałcił w nocy lub czy matka ją biła, a nie to ile i jak bierze. Filmu jeszcze nie widziałem, ale zawczasu mogę spróbować jednej obrony von Triera polegającej na wytłumaczeniu faktu, że jego filmy są dla krytyków tym, czym sekcja zwłok dla pasjonatów medycyny sądowej. Tu nie ma miejsca na ładne obrazki w sterylnych warunkach biurowych. Idziesz na von Triera to musisz być gotów babrać się we flakach. Chociaż dla mnie to póki co to on tylko mazia i mam nadzieję, że w Nimfomance to przybierze jakiś kształt.

      W międzyczasie obejrzałem sobie dokument "Igrzyska Putina". Świetny.
      Mogę śmiać się z gwałtów, pedofilii, nekrofilii i umierających ludzi w Afryce, ale nie starcza mi dystansu i czarnego poczucia humoru żeby na luzie podejść do działalności polskich polityków. Pośmiałem się więc z Ruskich :) Patrzyłem na ten dokument jak na krzywe zwierciadło polskiej sceny politycznej, a także utwierdziłem się w przekonaniu po co nam było to EURO2012 i po co zabiegamy o dalsze igrzyska. Całość to dość szeroki obraz sytuacji w Sochi związanej ze zbliżającymi się tam igrzyskami więc temat jak najbardziej aktualny. Zostało poruszonych kilka ciekawych aspektów jak korupcja, niszczenie środowiska, prześladowanie przedsiębiorców, przymusowe eksmisje mieszkańców, hałas i ogólna mentalność społeczno-polityczna. Fajnie też było zobaczyć uśmiechniętą mordkę Kasparova w roli jednego z komentatorów. Wszystko to podlane muzyką prawie jak z Benny Hilla (lepszą) i fajnymi zdjęciami naprawdę cudownych terenów doliny imertyńskiej dało świetny efekt. Oprócz tego postać burmistrza Sochi to jest mistrzostwo świata (Miś), a Putin okazał się być lepszy niż Laskowik ze Smoleniem (53:38 minuta, mój ulubiony fragment).

      youtube.com/watch?v=5pk5WjWETWw

    • Nie. W ogóle nie myślę o społeczeństwie i oczekiwaniach. Bardziej mnie interesują czynniki kształtowania osobowości. Dlatego też nie ma dla mnie różnicy czy piję herbatę z Sashą Grey, Breivikiem, Ochojską czy Franciszkiem. Nie osądzam, po prostu psychoanalizuję i szukam odpowiedzi.
      Nie ciekawi Cię to dlaczego w zasadzie dublujemy większość swoich wypowiedzi? Jakie słowa i sytuacje zaistniały zarówno w moim i twoim życiu doprowadzając do tego typu podobieństwa? Co nie zaistniało i stanowi o różnicach? Ile tego jest w genach ile w wychowaniu?

      Wbrew pozorom nie odbiegłem od tematu, bo to są wszystko pytania jakie stawiam w obliczu filmów psychologicznych, kina niepokoju.
      Wpisz sobie w google "Marie Hald Bonnie". Duński fotograf i prostytutka z 20-letnim stażem, odpowiedzialna matka. Fajna sesja.

    • To co napisałeś w poprzednim poście zabrzmiało jakbyś wiązał bycie dziwką z traumą w dzieciństwie. To przecież tak nie działa.

      Oglądałem wczoraj Grawitację.

      - film zaczyna się od kilku banalnych tekstów wyświetlanych na środku ekranu w stylu "w kosmosie panuje cisza". To napełniło mnie niepokojem czy film jest adresowany do mnie. Nie jestem fizykiem ale fakt że w kosmosie nie ma przyciągania ogarniam, nie trzeba mi tego tłumaczyć
      - w filmie gra 2 (słownie: dwoje) aktorów, do tego jeden z bohaterów
      Pokaż spoiler
      szybko umiera

      - jestem niestety nadwrażliwy na bzdury. Realizm nie jest najważniejszy w filmach sci-fi ale bajery na ekranie nie powinny gwałcić zdrowego rozsądku. Tu niestety jest kilka motywów do których można się przyczepić
      - film od strony audiowizualnej robi wrażenie. Szczególnie muzyka jest doskonała i buduje klimat (skutecznie psuty wspomnianymi wyżej bzdurami)
      - w zapowiedziach słyszałem że ten film ma dać widzowi odpowiedź na pytanie o to co nas "przyciąga" do ziemi, do życia, ma odpowiadać na egzystencjalne pytania. Well, mi żadnych odpowiedzi nie udzielił.

      Raczej jednak nie warto.
      zgniły liberał/podły ateista
    • Byłem na przedpremierowym pokazie Jacka Stronga, takim zamkniętym dla żydo-masono-lewaków.



      Kopiując samego siebie z innych internetów

      Na plus
      - muzyka
      - fryzury, samochody na ulicach, atmosfera tamtych lat
      - Dorociński chyba wyciągnął z roli co się dało

      Na minus
      - major Putek żywcem wyjęty z 13 posterunku
      - Pasikowski ma tendencje do popadania w straaszny kicz. Scena z Breżniewem rozmawiającym przez telefon była jak żywcem wyjęta z gierki komputerowej typu Red Alert. W zamierzeniu miała być chyba podniosła i straszna, w rzeczywistości była żenująca i śmieszna
      - postacie rysowane toporem; amerykanie tacy profesjonalni i skupieni, ruscy tacy złowrodzy i pijani, pułkownik K. taki bohaterski i pełen moralnego niepokoju. Nawet niemiecki celnik musiał mieć koniecznie fizjonomię strażnika z konzentrationslager
      - relacje międzyludzkie sztuczne i przerysowane. Jak zobaczyłam kłótnię pułkownika z synem i czerstwe teksty tegoż syna myślałam że rekord żenady został pobity. Nic z tego, awantura pani Ostaszewskiej z powodu późnego powrotu męża do domu przebiła to o kilka długości
      - bohaterski pułkownik zmienia losy świata; najpierw sam jeden opracowuje plany inwazji na Europę pokrywające się z sowieckimi, potem sam jeden przekonuje Amerykę do zmiany doktryny obronnej. O'rly?
      zgniły liberał/podły ateista
    • AMERICAN HUSTLE

      Aktorsko rewelacja, szczególnie jeżeli chodzi o 2 towarzyszki życia głównego bohatera Irvinga (w tej roli Christian Bale). Jedna to żona, a druga to heroina. Obie go przyciągają, chyba głównie swoimi neurotycznymi zachowaniami. Rzeczywiście z ekranu bije jakiś niewypowiedziany magnetyzm. Jako widz ma się ochotę poznać obie. Są sceny, w których są przerażające, by zaraz nęcić na nowo swoją ofiarę. Bo to nie główny bohater jest "rozgrywającym" w tym filmie, a kobitki o bardzo silnych osobowościach.

      Klimat późnych lat 70`dobrze oddany, powiedziałbym, że nawet efekciarsko, ale to nie zarzut. Muza również dobrana jak należy.

      Na minus zdecydowanie sama historia, która jest banalna. Mi już się znudziły opowieści oszustów, którzy po złapaniu przez FBI pomagają "biurze" łapać innych oszustów. Oczywiście nie zdradzę szczegółów ale byłem raczej zawiedziony. Przez 2 godziny napięcie rośnie i ma się wrażenie, że wszystko zmierza do nieprzewidywalnego i tragicznego finału. Przez ostatnie 10 minut wszystko gaśnie i się rozmywa. Kolejny film z serii "2 godziny stosunku bez orgazmu".
      Bradley Cooper - nie przekonał mnie. Jego gra była zbyt powierzchowna.

      Oscary za aktorstwo zdecydowanie tak jeżeli chodzi o kobiety - konkretne postacie ratują cały film. Ogólnie raczej polecam ale nic się nie stanie, jeżeli obejrzycie ten film za rok.
    • ja w poniedziałek byłem na American Histler i nie polecam!
      film długo się rozkręca i fabuła wcale nie porywa, film w stylu intryga i wszyscy wszystkich wkręcają lecz tak sobie im to wyszło, widz latwo może się zgubić.

      Poza samą fabułą podobała mi się gra aktorska i stroje, tutaj rzeczywiście sie postarali.

      Z kolei polecam udać sie na film Smarzowskiego - Pod Mocnym Aniołem - mocny kawałek o polskiej kulturze i pozostałościach po sarmackich zwyczajach czyli mocne pijaństwo :) Rzeczywiście mozna wyjść pijanym z tego filmu. Jak to u Smarzowskiego wszystko realnie pokazane bez cenzury.
    • OBROŃCY SKARBÓW

      Przestrzegam przed oglądaniem tego filmu. Pozornie fajny temat (odszukiwanie i zabezpieczanie dzieł sztuki zrabowanych przez nazi) i dobra obsada powinny gwarantować dobrą zabawę. Niestety zmarnowany potencjał. Sceny nie wynikają z siebie, chłopcy przemierzają Europę jakby to był piknik, a nie wojna. Multum głupkowatych patetycznych tekstów w stylu czy warto oddać życie za dzieła sztuki bla bla bla.

      Miałem darmowe wejściówki a i tak żałuję 2 godzin życia. Lepiej poukładać puzzle za co właśnie się zabieram.
    • WITAJ W KLUBIE

      Zachęcony Oscarami, medialnymi doniesieniami i wysoką oceną na filmwebie (7,8) uznałem, że pójdę i poszedłem. Mefju i Dżared aktorsko dali radę. Oscary zasłużone bo nie było nikogo lepszego.
      Niestety sam film mnie znudził i aktorzy go nie wybronili. Historia red necka z Teksasu, który zachorował na AIDS i przechodzi powolną (i moim zdaniem niekompletną/nieuświadomioną) przemianę, jest raczej banalna. W filmie była jedna scena, która mnie zmusiła do próby interpretacji czy ruszenia mózgownicą. Akurat uważam, że taka historyjka powinna obfitować w tego typu sceny, a w rzeczonym filmie ich nie było.

      Poza tym cały czas myślałem o filmie Filadelfia, który był o wiele bardziej przejmujący.

      Moim zdaniem nie warto.

      Post był edytowany 1 raz, ostatnio przez Aecjusz87 ().

    • Nadrabiam zaległości :D

      Twelve years a slave - czy to ten film dostał oskara? Chyba tylko przez wzgląd że został poruszony tak drażliwy temat jakim jest niewolnictwo... kicha a nie film. Płakałem na wielu filmach, a ten mnie nic a nic nie poruszył...

      The wolf of wall street - film ciekawy, momentami miałem mega bekę :D oparte na faktach? ktoś się orientuje?
      Osobiście nie rozumiem rozczarowania Leosia że nie dostał oscara, na pewno tą rolą sobie nie zasłużył (nie przeczę że w przeszłości miał świetne).
      Pomimo wszystko, historia opowiedziana z pewnym jajem, trochę podkoloryzowana, ale na zaspokojenie mojego prostego małego móżdżka wystarczyło ;)
    • Byłem wczoraj na Powstaniu Warszawskim. I szczerze powiedziawszy to nie wiem co myśleć. Z jednej strony część ze scen jest naprawdę przerażająca i ukazują ogrom krzywd wyrządzonych nam, ale z drugiej strony było parę momentów w których było po prostu nudno przynajmniej dla mnie. Ogromny plus za montaż i odnowienie tego.
      Ale najbardziej rozwaliło mnie kino :E.
      youtube.com/watch?v=BWQzLfhsqu0 - puszczono piosenkę z teledyskiem, myślę sobie o fajnie z szacunku do tematu, nie ma reklam...
      Jakie było moje zdziwienie gdy po piosence ruszył cały blok reklamowy :E i dopiero po reklamach film.
      kertoip company
      przekręty to nasza specjalność.
    • Miałem podobny dylemat. crazynauka.pl/interstellar-naukowa-recenzja-filmu/
      Poza tym trailer zalatuje mi trochę filmem w stylu "Contagion". Na początku chciałem ten film z ciekawości pobrać, jednak doszedłem do wniosku, że lepiej będzie się wybrać do dobrego kina i w przypadku jakiegoś scenariuszowego paździerza zostać z fajnym wizualnym i czuciowym doświadczeniem. Czytam jednak to wyborcza.pl/1,75248,16926485,A…_Interstellar__juz_w.html i właściwie nie mam już żadnych wątpliwości - kolejne "Gravity". Chyba więc warto poczekać aż do internetów trafi ładny wycinek filmu z czarną dziurą i darować sobie hamburgerowego Coelho.

      A w międzyczasie można się masturbować przy tym youtube.com/watch?v=ipvfwPqh3V4
      "Keep high aspirations, moderate expectations, and small needs."

      Post był edytowany 1 raz, ostatnio przez log i calus ().

    • Thorgoth, Logicaus - bez obaw.

      INTERSTELLAR - Jeden z najlepszych i najtrudniejszych filmów sci-fi. Mało banialuk, dużo treści, która (mimo trudnej tematyki) nie nuży i trzyma się kupy. W ten sposób jeszcze nikt nie pokazał człowieka w zderzeniu z osobliwościami kosmosu. Okazuje się bowiem, że rzeczywistość lub nasze przypuszczenia co do jej wyglądu, jest wystarczająco ciekawa by przez 3 godziny wcisnąć w kinowy fotel. Nolanowi udało się to pokazać. Mefju trzyma formę. Dzięki niemu ten film stał się piękny, dzięki kosmosowi stał się przerażający. I takie właśnie są próby określenia naszego miejsca we wszechświecie. Piękne pytania i przerażające odpowiedzi. I na odwrót.
      Niebanalny film - jeżeli wychodzisz z kina i zadajesz sobie dziesiątki pytań z nim związanych, oznacza to, że było warto. To jeden z tych filmów, na które nie wydajesz 2 dyszek, tylko je inwestujesz.

      Co do debilizmów naukowych to w tym filmie tego nie znajdziecie. Jest wiele interesujących rzeczy, począwszy od odrzucenia linearności czasu, a skończywszy na warunkach fizycznych w innych światach. Jedyną wątpliwością jest:

      Pokaż spoiler
      zobrazowanie osobliwości w czarnej dziurze. Moim zdaniem ta koncepcja się broni, ale to już indywidualna kwestia.
    • @up

      !? W filmie było od groma banialuk. Ja średnio co 5 minut byłem czymś poirytowany. Albo sztucznym zachowaniem bohaterów, albo inną głupotką. W sensie przez 3/4 dawało się to znieść, ale w dobrze(dla tych co oglądali) znanym momencie film dramatycznie spikował w dół. Targetem filmu okazały się Amerykańskie sweet nastki, które ruszają rozmowy o miłości. Film tylko na jeden raz i najlepiej w kinie, bo efekty specjalne to chyba jedyna mocna strona tego filmu. Nawet muzyka była słaba.
      Jak zassę film z torrenta, to wypisze w spojlerze wszystkie momenty w których zgrzytnąłem zębami. Myślę, że będzie tego sporo. The Dark Knight Rises przy tym filmie można uznać za majstersztyk.
    • Hobbit słaby. Fatalny. Po raz pierwszy od dawna chciałem wyjść z kina w trakcie seansu.
      Przed filmem powtarzałem sobie: nie oczekuj wiele. Nie oczekuj nic, to ma być obrazek, ilustracja z cienkiej książeczki a nie pełnoprawny film. Okazało się że jest gorzej.

      Pierwsze pół godziny to absurdalna scena strzelania do smoka z łuku zakończona ubiciem gada. Następna godzina to zanik akcji, porcja strasznie pompatycznych dialogów i pretensjonalnych min. A ostatnie półtorej godziny to monotonna batalia polegająca na zapętlonej sekwencji walenia młotem i ucinania orkom łbów do której po kolei są wklejani kolejni dobrzy bohaterowie.
      Ktoś mi przed seansem powiedział, że nie będzie już durnowatego Bombura który pełnił specyficzną rolę pajaca filmowego, rozśmieszającego widownie niezdarnością a'la benny hill. Faktycznie nie było, rolę pajaca tuningowano i przeniesiono na stłaśnie śmieśnego Alfrida.
      Jako dzieciak który jarał się dawno temu Tolkienem czuję się strasznie oszukany. Dostałem plastikowe pudełko, niemal puste w środku, wypełnione półtoragodzinną sekwencją grzmocenia młotem bojowym.

      Nie, nie i jeszcze raz nie.
      zgniły liberał/podły ateista


    • Wreszcie obejrzałem na spokojnie nowego Nolana czyli Interstellar. Nie ukrywam, oczekiwania z mojej strony były duże, Nolan jest dla mnie tym kim dla wcześniejszych pokoleń byli Tarkowski, Kurosawa czy Bergman. Unikam kwaśnego słowa Mistrz ale on jest jednym z tych współczesnych filmowców którzy potrafią mnie trafić w sam środek podbródka. Obawy też były duże, sci-fi to jest taki gatunek który stosunkowo najłatwiej chyba zmaścić. Ja do tego mam uczulenie na filmowy bullshit, moje "suspension of disbelief" działa bardzo wybiórczo.

      Zacznę od tego co mi się w filmie podobało:
      - muzyka Zimmera. Jest trochę kiczowato, trochę pompatycznie ale ogólnie jakoś przyjemnie się tego słucha
      - wizja komputerów-androidów. Wow. Kupuje. Fajne
      - zimne i brudne zdjęcia, te kafelki z zaciekami żywcem nawiązujące do Odysei Kosmicznej. Lubię to
      - bullshit. Tego się bałem i to się raczej udało. Nolan zrobił to co powinien, w najsłabszych potencjalnie punktach po prostu niczego nie tłumaczy. Pył? No jest. Skąd? Bo planeta ziemia się zbuntowała. I koniec. Dobra, niech będzie



      Co mi się nie podobało:
      - dialogi. Nie wiem czy Coelho konsultował scenariusz czy może Janusz L. Wiśniewski ale połowę tekstów padających z ust bohaterów można by wkleić do internetowych memów które emo-dziewuszki wrzucają sobie na fejsa. KAŻDY w tym filmie sypie filozoficznymi frazesami niczym stary jelcz spalinami z rury wydechowej. Tak bardzo nie wow

      - moja nieżona pod koniec filmu (gdy spotkał się z córką) rzuciła szyderczo: jeszcze Matju powinien polecieć do Hatawayki i żyć z nią długo i szczęśliwie żeby można było rzygnąć tęczą. Najstraszniejsze jest to, że faktycznie tym się kończy, co oglądałem przecierając oczy w niedowierzaniu. Happy end jest tak debilnie happy że aż groteskowy. Niektórzy co prawda szukają alternatywnej interpretacji (Matju umiera w czasie powrotu i końcówka jest przedśmiertnym majakiem) ale dla mnie to naciąganie

      - konstruowanie niektórych scen dla opóźnionych umysłowo. Matju trafia do kostki w czarnej dziurze. Widzimy półkę z książkami i ja już wiem co się wydarzy. Każdy myślący chyba wie. Ale nie; musi być łopatologicznie pokazane jak on nadaje do córki, do tego około 6 razy musi powtórzyć że to on jest duchem (na wypadek gdyby film oglądały niewidome dzieci w Laskach?)

      - "Miłość... to jedyna rzecz która może postrzegać przenikalność czasu i przestrzeni... może powinniśmy temu zaufać... nawet jeśli tego nie rozumiemy..."
      "Miłość... może to wytwór innego wymiaru"
      "Miłość... to klucz... to po to tutaj jesteśmy..."
      (Za same powyższe frazy scenarzysta powinien trafić do czarnej dziury)



      Całościowo nie jest to film zły. Zobaczyć chyba warto, na pewno dużo bardziej niż potwornie gniotowatego Hobbita. Moje negatywne odczucia wiążą się głównie z moimi oczekiwaniami; spodziewałem się czegoś co mnie zmasakruje, dostałem talerz odgrzewanych frytek polanych nieznośnie słodkim sosem.
      zgniły liberał/podły ateista

      Post był edytowany 1 raz, ostatnio przez Thorgoth ().

    • Byłem wczoraj na Water Diviner, czyli debiucie reżyserskim Russela Crowe'a który w polskiej dystrybucji został przetłumaczony na Źródło nadziei.



      Nie jest to arcydzieło ale nie ma tragedii. Russel zawsze wydawał mi się takim kilkuletnim chłopczykiem w ciele dorosłego i trochę taki właśnie film zrobił. Chłopięcy, dziecinny, trochę bajkowaty. To nie jest dzieło z jakimikolwiek głębszymi ambicjami. Ot, taki disney, tylko w formie dorosłej fabuły. Ale nie wyszedłem z kina rozczarowany, czyli nie jest tak źle.

      Film opowiada o australijskim farmerze który w trakcie I wojny światowej (konkretnie bitwy o Galipoli) stracił swoje dzieci. Gdy wojna się skończyła jego żona popełniła samobójstwo, w związku z czym postanowił odszukać i sprowadzić do Australii ciała swoich 3 poległych synów. Na miejscu okazuje się że jeden z synów być może przeżył, poza tym poznaje młodą turecką wdowę... Brzmi melodramatycznie? Bo jest, ale o dziwo da się to strawić.

      To jest doskonały film żeby się wybrać w niedzielne popołudnie z żoną, mamą, dziećmi i psem do kina. W dość łagodnej formie demitologizuje wojnę, pokazuje że to nie jest fajna przygoda gdzie dobrzy pokonują złych, tylko obustronnym koszmarem polegającym na bezsensownym umieraniu. Scena gdy w nocy walczący żołnierze wrócili już do okopów a pod romantycznym letnim niebem słychać tylko rżenie i wycie pozostawionych na polu umierających jest zaskakująco mocna i dobra. Jest kilka zgranych klisz o zderzeniu kultur ale całkiem sprawnie zrealizowanych. Są ładne widoki i kostiumy z epoki. Jest delikatna aluzja/kpina z islamskiego rozumienia honoru.

      Film jest krótki (1:45) co w wypadku seansu z dziećmi jest dodatkową zaletą. Ma też wady. Nie licząc ogólnej bajkowatości, przesłodzonego happy endu i pewnych przerysowań bardzo przeszkadzało mi obsadzenie głównej roli kobiecej. Rolę tureckiej wdowy powierzono pani Oldze Kurylenko. Ja rozumiem że typowy amerykański widz nie odróżni Turczynki od pofarbowanej na czarno Rosjanki ale ja niestety tak.

      Podsumowując cały film coś około 6/10. Samemu może niekoniecznie ale z rodziną można zobaczyć.
      zgniły liberał/podły ateista

      Post był edytowany 1 raz, ostatnio przez Thorgoth ().

    • Robię się stary i zgorzkniały. Nowe Star Warsy tak bardzo wtórne. Wszystkie motywy fabularne to auto-kopia; jest Gwiazda Śmierci 2.0, jest Darth Vader 2.0, jest r2d2 2.0, jest nawet jakieś nowe Imperium 2.0 z bardziej nowomodną nazwą. I ten nieznośny schemat który zepsuł mi już Hobbita; 10 minut latamy-strzelamy/10 minut dialogujemy/10 minut latamy... i tak do usranego końca.
      Tylko Harrison broni tej produkcji (Two Fugitives uśmiechnęło mi mordę) ale stoi na tej reducie sam i przegrywa ze zmasowanym atakiem popcornu i komercyjnej tandety.

      Marsjanin jeszcze gorszy. Początek coś obiecuje, po czym otrzymujemy nieznośnie słodkiego cukierka o wspaniałym amerykańskim pionierze i bohaterskiej załodze która wbrew NASA zawraca statek aby go uratować. Na ziemi też wszyscy trzymają za nich kciuki, nawet złowrodzy Chińczycy przekazują swoją super-hiper technologię. Tam-taradam, wszyscy w euforii machają malutkimi flagami, kosmonauci wracają bez zadrapań. Ridley Scott, plejada gwiazd i potwornie słaby, do bólu przewidywalny gniot. Być może to ze mną jest coś nie halo; mam może mam zbyt niską tolerancję na bullshit?
      Sci-fi robiony dla mnie musi być chociaż z grubsza zgodny z wiedzą fizyczną na poziomie starego 4-klasowego liceum. Jeśli nie jest, to czuję się osobiście przez reżysera traktowany jak idiota. A tego jakoś nie lubię.
      zgniły liberał/podły ateista

      Post był edytowany 1 raz, ostatnio przez Thorgoth ().